Dzień dobry Beato......
Czytam teraz taką książkę i naszły mnie refleksje...Bohaterka opisuje tęsknotę za zmarłą matką. Dziękuje jej za opiekę, za to, że nauczyła ją pływać i wielu innych rzeczy i że pracowała tak wytrwale, by utrzymać ją i brata.
I uświadomiłam sobie, że ja nie pamiętam, aby matka mnie czegoś nauczyła, aby spędzała z nami czas, aby była. Pamiętam jak ciotka Emilia chodziła z nami na basen, jak nas zabierała na wycieczki....ale mama? Mama.....
No...pamiętam jakiś wyjazd jeden i to, że kazała nam się z siostrą ubrać w to samo (nie jesteśmy bliźniaczkami ale nawet gdybyśmy były to...nie chciałabym wpisywać się w jej dresscode). I - nie jestem pewna, może ona nauczyła mnie robić kopytka. Ale nie kojarzę z tym ciepłych wspomnień jak autorka książki - związanych z matką.
Trochę tak, jakbym była wrzodem na tyłku. Kimś, kogo trzeba jakoś znieść zanim sobie wreszcie pójdzie.
Miałam sny, jak byłam mała. Goniłam matkę, która szła bardzo szybko, za szybko, bym mogła ją dogonić. I zmęczona grzęzłam w błocie, w wodzie, na jakimś pastwisku. W oddali widziałam tylko krowy.
Tęskniłam za mamą. Zazdrościłam koleżankom, że miały matki. I kolegom. Nie wiem jak czują się sieroty. Wiem jak ja się czułam widząc jak moją matkę pożerają jej własne demony i szaleństwa.
Tęskniłam za nią a równocześnie nie chciałam być jak ona!
Nigdy!
Więc długo....naprawdę długo czułam się nikim.
Czy to ma sens?
© 2025 Proudly created with Beata Skoneczko
© 2025 Proudly created with Beata Skoneczko